INSTAGRAM
This error message is only visible to WordPress admins-
Ostatnie wpisy
BLOG CATEGORIES
wrzesień 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30
TRANSFORMACJA I UWALNIANIE.
Międzynarodowy Festiwal Fotografii w Łodzi już po raz 23. zaprezentuje krajobraz polskiej i światowej fotografii współczesnej. Premiery projektów m.in. Weroniki Gęsickiej i Przemka Dzienisa, gwiazdy międzynarodowej fotografii w opowieściach o transformacji i uwalnianiu, najciekawsze tematy fotograficzne sezonu – Fotofestiwal ogłosił program blisko trzydziestu wystaw i kilkadziesiąt wydarzeń towarzyszących, na które zaprasza do Łodzi między 13 a 23 czerwca.
W wielu przypadkach, szczególnie wystaw międzynarodowych, to także jedyna okazja na zobaczenie tych projektów w Polsce.Nic dziwnego, że od ponad dwóch dekad impreza przyciąga do Łodzi miłośników fotografii z całego kraju i Europy.
– Zawsze staramy się nie tylko pokazywać zdjęcia i prezentować ciekawe osobowości ich twórców, ale także zastanawiać się nad tym, po co nam fotografia. W tym roku spoglądamy na wiele osobistych historii twórców, dla których fotografia stała się sposobem na poradzenia sobie z trudnymi emocjami i doświadczeniami– mówi Marta Szymańska z rady programowej festiwalu.
– Ale szukamy także mniej osobistych prac, w których artyści używają obrazu, aby opowiedzieć o procesach transformacji i uwalniania z zastałych schematów i struktur takich jak m.in. patriarchat czy religia. Uwalnianie jest myślą przewodnią, którą łączy 6 indywidualnych wystaw międzynarodowych artystów, zaprezentowanych w głównym centrum festiwalowym – wyjaśnia Krzysztof Candrowicz z rady programowej.
Cztery premiery polskich twórców i twórczyń
Szczególne miejsce w tegorocznym programie zajmą premiery. Najnowsze prace pokaże Weronika Gęsicka (Paszport Polityki 2020), artystka wizualna, która projektem „ENCYCLOPAEDIA” opowie o przypadkach, gdy nieistniejące zjawiska i ludzie zyskali światowy rozgłos wskutek błędów i fikcyjnych haseł w encyklopediach i leksykonach. Gęsicka stworzyła projekt w oparciu o zdjęcia stockowe i narzędzia sztucznej inteligencji. Pokaże je w Galerii Re:medium we współpracy z warszawską Galerią Jednostka.
PRZEMEK DZIENIS, artysta znany z konceptualnej fotografii oraz reżyserii nagrodzonych Fryderykami wideoklipów m.in. Krzysztofa Zalewskiego i Brodki, na Fotofestiwal przygotuje pierwszy projekt artystyczny po ponad siedmiu latach przerwy. „Dobry żal” jest przewrotną refleksją na temat przemijających wspomnień. Zapiski pamięci artysta przekształca w obrazy, a następnie w obiekty o niepokojących strukturach, zaskakująco organicznych kształtach, zniekształconych dźwiękach. Rzeźby, zdjęcia i instalacje audiowizualne zostaną pokazane w wyjątkowych wnętrzach Kamienicy Hilarego Majewskiego, najnowszej instytucji sztuki w Łodzi.
MAGDA HUECKEL, artystka wizualna, reżyserka i fotografka polskiej sceny teatralnej, w kolażach tworzonych na bazie zdjęć z archiwów fotograficznych i gazet, zajmie głos w dyskusji o przedstawieniach kobiecego ciała w naszej kulturze.
Natomiast zwieńczeniem 13-letniego etapu pracy GRZEGORZA WEŁNICKIEGO (Rats Agency, A-P-P) z tematem śmierci będzie jego indywidualna wystawa w galerii Szkoły Filmowej.
Gwiazdy współczesnej fotografii o uwalnianiu
DIEGO MORENO z dystansem, humorem i w bezkompromisowym stylu, pokaże fotografie, które zachwyciły w ostatnich latach międzynarodową scenę (m.in. Talent Roku 2022 prestiżowej instytucji Foam) – zwróci naszą uwagę na obciążenia tradycji chrześcijańskich i heteronormatywnej kultury.
GościemFotofestiwalu będzie MARTIN KOLLAR – jeden z najważniejszych współczesnych fotografów słowackich, który opowiedział o doświadczeniu śmierci najbliższej osoby. Formą żałoby stał się dla artysty powrót do archiwum fotograficznego, a efekt tego procesu to poruszający i odważny projekt „Afters”.
Zaprezentowane zostaną też prace GLORII OYARZABAL, laureatki Grand Prix Fotofestiwal w 2020 roku, hiszpańskiej artystki badającej kwestie dziedzictwa kolonialnego Zachodu. Na Fotofestiwalu artystka opowie o opresyjnej roli muzeów w światowej kulturze.
Szwajcarski artysta LUKAS HOFFMAN, któryzostałuznany za odkrycie największego festiwalu fotografii na świecie w Arles w 2020, na Fotofestiwalu zaprezentuje dużą indywidualną wystawę i będzie to pierwszy pokaz jego prac w Polsce. Wielkoformatowe, piękne, abstrakcyjne, powracające do źródeł fotografii prace pozwolą widzom na powolną kontemplację i uwolnienia się od codziennego zgiełku.
Albania, Bośnia i kraje, które nie istnieją – najciekawsze tematy fotograficzne sezonu w Programie Otwartym.
Program Otwarty to kolejna część przeglądu światowej fotografii – sześć projektów wyłonionych spośród 1200 zgłoszeń. W tej sekcji osoby artystyczne opowiedzą m.in. o skomplikowanej i trudnej historii reżimu Albanii (Camilla de Maffei, „The Great Father”) czy powojennej historii Bośni i Hercegowiny (Adrien Selbert „The Real Edges”). Z kolei projekt „An Atlas of countries that don’t exist” włoskiego duetu artystycznego bada pięć regionów, których niepodległość i tożsamość nie została uznana na międzynarodowej arenie.
Fotofestiwal dla dzieci
W Łodzi swoją pierwszą odsłonę będzie miała wystawa dla dzieci „Fotografia jest wszędzie”, dająca pretekst do rozmyślań, jak wyglądałby świat, gdyby fotografia nie została wynaleziona. Czy wiedzielibyśmy jak wyglądają oczy pająka, jak jest na księżycu oraz czym bawią się dzieci w innych częściach świata? Kuratorki (Marta Szymańska, Katarzyna Sagatowska i Monika Szewczyk-Wittek) pokażą w zupełnie nowym kontekście prace takich uznanych osób artystycznych jak: Carolle Benitah, Karolina Jonderko, Kacper Kowalski, Gabriele Galimberti i inni.
Fotofestiwal to także kilkanaście wystaw organizowanych przez inne instytucje na terenie Łodzi, wśród nich m.in. pierwsza w Polsce indywidualna wystawa Iosifa Királya – jednego z najbardziej zasłużonych i znanych rumuńskich artystów wizualnych. Wystawa jest organizowana w ramach Sezonu Kulturalnego Rumunia-Polska 2024-2025. W programie znajdzie się także seria wydarzeń towarzyszących, koncertów, pokazów filmowych i warsztatów.
Pełen program na www.fotofestiwal.com i w mediach społecznościowych.
Fotofestiwal – 23. Międzynarodowy Festiwal Fotografii w Łodzi
13-23 czerwca 2024
Organizator: Fundacja Edukacji Wizualnej
Współorganizatorzy: Łódzkie Centrum Wydarzeń, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Fabryka Sztuki w Łodzi
Główni partnerzy: Futures Photography ze środków Unii Europejskiej Programu Kreatywna Europa, Pro Helvetia, Uniwersytet Łódzki, Akademia Sztuk Pięknych w Łodzi, Instytut Rumuński
Sponsor festiwalu: VisionExpress
Centrum festiwalowe: Art_Inkubator w Fabryce Sztuki
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Nowoczesne ekspresy do kawy marki SIEMENS – konferencja prasowa
Nowoczesna technologia to nieodłączny element naszego życia. To właśnie ona sprawia, że możemy czerpać prawdziwą przyjemność z picia kawy. Dzięki zaawansowanym technologiom, które są znakiem rozpoznawczym ekspresów marki Siemens, możemy pić dokładnie taką kawę na jaką mamy ochotę. Sensory rozróżniające ziarna kawy oraz dostosowanie każdego aspektu zaparzania. Te innowacje są już dostępne na wyciągnięcie ręki!
Na co zwrócić uwagę wybierając nowoczesny ekspres do kawy? Które z udogodnień już teraz możemy mieć we własnym domu? Oto lista, która z pewnością pomoże zaktualizować wiedzę kawoszy na temat najbardziej zaawansowanych urządzeń, dostępnych dla każdego.
Leniwy poranek, ważna narada czy spotkanie ze znajomymi – przyjemność czerpana z picia doskonale zaparzonej kawy, w każdej z tych sytuacji, jest niezmienna. Dobra kawa charakteryzuje się bogactwem różnych smaków: jagoda, czekolada, wanilia, owoce czy orzechy. Tylko precyzyjne dostosowanie wszystkich parametrów parzenia zapewnia miłośnikom kawy możliwość wydobycia pełni smaku. Bardzo ważnym elementem tego procesu jest autorski system marki Siemens iAroma, czyli DNA ekspresów z linii EQ. Tworzą go niezawodny młynek ceramiczny, opatentowana grzałka, która dba o idealną temperaturę parzonej kawy, co przekłada się na jej wyjątkowy smak, inteligentna pompa wody, unikalna i niezawodna jednostka zaparzająca, czyli serce każdego ekspresu.
Model Siemens EQ900 podnosi poprzeczkę bardzo wysoko, gdyż pozwala na samodzielne ustawienie wielu wskaźników, a co za tym idzie na uwolnienie najsubtelniejszych niuansów kawy. Na jej smak i aromat ma wpływ 5 podstawowych wskaźników: moc, rozmiar, temperatura i szybkość zaparzania, a w przypadku kaw mlecznych – proporcje między kawą a mlekiem. Miłośnicy aromatycznego napoju wybierając system baristaMode mają możliwość dostosowania wszystkich parametrów parzenia do ich indywidualnego smaku. Koneserzy kawy tak jak wytrawni bariści mogą eksperymentować z ilością wody, wielkością ziaren, ilością mleka oraz czasem i temperaturą parzenia. Zwolennicy gotowych rozwiązań mogą skorzystać z systemu comfortMode, który sam wybierze wszystkie parametry i zaparzy kawę.
Czy to możliwe, żeby nie podróżując do Austrii rozkoszować się smakiem Verlängerter,
a w domu pić prawdziwe kolumbijskie Cortado? Już tak! Nowoczesne ekspresy rozpieszczają nas specjałami kawowymi z całego świata. Funkcja Siemens Coffe World dostępna w modelach EQ700 oraz EQ900 umożliwia wybór aż 21 specjałów kawowych, w tym włoskiego Ristretto czy australijskiego Flat White. Dzięki aplikacji Home Connect od marki Siemens, która służy do zdalnego zarządzania domem, w tym ekspresami, wachlarz dostępnych specjałów zwiększa się do 30!
Ekspresy najnowszej generacji nie przestają zaskakiwać nowoczesnymi rozwiązaniami, które ułatwiają sterowanie urządzeniami między innymi poprzez swoją intuicyjność czy prostotę obsługi. W pełni dotykowe wyświetlacze to już nie tylko domena telefonów czy tabletów, ale rozwiązanie dostępne także w ekspresach. Modele EQ700 oraz EQ900 wyposażone są w duże, dotykowe wyświetlacze, dzięki którym miłośnicy kawy przesuwając palcem mogą wybierać z menu, te pozycje czy parametry, które pozwalają zaparzyć ich wymarzoną kawę.
Coraz powszechniejsze jest zdalne zarządzanie ogrzewaniem, oświetleniem czy nawet pralką. Dlaczego w takim razie nie wykorzystać tej funkcji w ekspresach? Wybrane modele z linii EQ już ją mają! Wystarczy, że posiadasz sprzęt Siemens wyposażony w Wi-Fi, a na telefonie aplikację Home Connect. Dzięki niej możesz zaparzyć ulubioną kawę wylegując się w łóżku bądź wracając z pracy. Aplikacja umożliwia także wybór dodatkowych specjałów kawowych oraz podaje informacje na temat prażenia ziaren czy umożliwia zdalną diagnostykę. Dzięki niej nie trzeba wzywać specjalisty, żeby wykryć ewentualne usterki.
Ekspresy z linii EQ doskonale odnajdą się w prostych, nowoczesnych, ale także eklektycznych wnętrzach. Cechą łącząca wszystkie modele jest prostota, elegancja, ale także wyrazistość i funkcjonalność.
Bogata oferta ekspresów linii EQ to gwarancja, że każdy znajdzie rozwiązanie idealne dla siebie i swoich potrzeb – zarówno pod kątem przyzwyczajeń, designu jak i nowoczesnych technologii.
Foto: Marta Ewa Wróblewska
Poruszające, przeszywające, przerażające i pouczające kino, ukazujące wojnę
zupełnie inaczej, niż historie, które miałeś okazję widzieć do tej pory. Film
będący adaptacją powieści z wątkami autobiograficznymi Leopolda Tyrmanda pt.:
„FILIP” z przejmującą tytułową rolą Eryka Kluma i międzynarodową obsadą.
Jest rok 1941. Dwudziestokilkuletni Filip, polski Żyd traci w strzelaninie w
warszawskim Getcie ukochaną dziewczynę i swoich bliskich. Dwa lata później
spotykamy go we Frankfurcie, w sercu nazistowskich Niemiec, gdzie podając się
za Francuza zatrudnia się jako kelner w ekskluzywnym hotelu. Wydaje się, że
jego starannie zbudowana codzienność toczy się z dala od tragizmu wojny, mimo
iż skrupulatnie ukrywana tożsamość powoduje permanentną niepewność jutra. Filip
na co dzień korzysta z uroków życia, otacza się przyjaciółmi z całej Europy i
uwodzi kolejne kobiety. Tymczasem splot nieprzewidzianych wydarzeń doprowadzi
do sytuacji, w której Filip będzie musiał zrzucić maskę cynizmu, a jego świat w
jednej chwili rozsypie się jak domek z kart.
Obraz pokazuje, jak wojna odziera młodych ludzi z beztroski, naiwności,
prawa do błędów planów i marzeń, fundując im najszybszy i najokrutniejszy kurs
dorosłości, jaki można sobie wyobrazić.
Na uwagę zasługuje ciekawe prowadzenie kamery, montaż i przenikliwa muzyka.
Reżyseria: Michał Kwieciński
Wystąpili: Eryk Klum, Victor Meutelet, Caroline Hartig, Zoe Straub, Sandra Drzymalska, Maja Szopa, Gabriel Raab, Robert Więckiewicz i inni.
FILIP – film, który trzeba zobaczyć.
Poniżej fotorelacja z premiery w Multikinie Złote Tarasy.
Tekst: Marta Ewa Wróblewska
Foto: Tomasz Kłos
Podczas piątkowej konferencji marki Head & Shoulders została zaprezentowana nowa linia szamponów.
Na spotkaniu pojawił się także ambasador marki Marcin Prokop.
Nowa przełomowa formuła szamponu Head & Shoulders Classic Clean Microbiome Balance zwalcza łupież i pomaga zapobiegać jego nawrotom.
Rewolucyjna formuła od Head & Shoulders zapewnia kompleksową ochronę skóry głowy i przywrócenie równowagi mikrobiomu, dzięki temu skóra głowy i włosy są zdrowe i pozbawione łupieżu. Jako jedna z niewielu
w swojej kategorii, formuła została stworzona w taki sposób, aby przestawić użytkowników ze stosowania szamponów przeciwłupieżowych jako odpowiedzi na problem łupieżu, na sposób jego zapobiegania.
Codzienna pielęgnacja skóry to również pielęgnacja skóry głowy
Wiedza o mikrobiomie w pielęgnacji skóry rośnie, ale czym jest mikrobiom skóry głowy i dlaczego potrzebuje on ochrony?
Mikrobiom to zespół drobnoustrojów (takich jak grzyby, bakterie i wirusy) zamieszkujących organizm człowieka. Każdy mikrobiom jest wyjątkowy (podobnie jak odciski palców) i niewiarygodnie duży – jego rozmiar to ok. 10 drobnoustrojów na komórkę – co stanowi równowartość aż 2 kg!
Mikrobiom pełni funkcję bariery pomagającej chronić i utrzymywać skórę w zdrowiu. To niewidzialny ekosystem mikroorganizmów żyjących na powierzchni skóry całego ciała, a więc także skóry głowy. Zaburzenie równowagi mikrobiomu może prowadzić do przesuszania się skóry, przetłuszczania i zaczerwienień. Na skórze głowy objawia się w sposób widoczny w formie łupieżu.
Utrzymywanie równowagi mikrobiomu jest kluczowe, nie tylko w zapobieganiu łupieżu, ale również zapewnieniu zdrowej kondycji skóry głowy oraz włosów.
Wielu z nas stosuje różne rytuały pielęgnacji i ochrony skóry. Niestety w przypadku skóry głowy często poważnie traktujemy dopiero widoczne oznaki problemów, takie jak łupież. Kiedy zauważalny gołym okiem łupież zanika, wracamy do zwykłych szamponów, efektem czego aż 45% z nas boryka się z cyklicznie nawracającym łupieżem.
Dermatolożka dr Urszula Pawłowska, członkini Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego, wyjaśnia: „Zaburzona równowaga mikrobiomu skóry głowy prowadzi do takich problemów, jak łupież, swędzenie i nadmierne przetłuszczanie. Regularne stosowanie środków zapewniających holistyczne dbanie o skórę głowy i włosy pozwoli na zwalczenie nawet najbardziej upartego, cyklicznie powracającego łupieżu”.
Rewolucja w podejściu do łupieżu
Nawrót łupieżu jest sygnałem zachwianej równowagi mikrobiomu skóry głowy. Regularne korzystanie z szamponów Head & Shoulders zapewnia skuteczną ochronę skóry głowy poprzez zbalansowanie mikrobiomu, co pomaga w zapobieganiu łupieżu oraz jego nawrotom.
Aktywny składnik nowej formuły szamponów Head & Shoulders Piroctone Olamine zwalcza przyczynę łupieżu – obecność grzybów Malassezia Globosa, a także niweluje łuszczenie, swędzenie i przetłuszczanie się, będąc jednocześnie delikatnym dla skóry głowy.
Formuła Microbiome Balance wzbogacona jest o kompleks aktywnych multiwitamin: B3, B5 i E, dzięki czemu wspiera i przywraca optymalny poziom nawilżenia skóry głowy. Buduje również naturalną ochronę dzięki zawartym antyoksydantom, podczas gdy składnik Piroctone Olamine zwalcza grzyby Mallassezia, by jeszcze bardziej wzmocnić zdrową i wolną od łupieżu skórę głowy.
Zapobiegaj wypadaniu włosów z szmaponem Head & Shoulders Anti-Hair Fall
Nowym dodatkiem do portfolio marki jest szampon Head & Shoulders Anti-Hair Fall wzbogacony o kofeinę, który sprzyja utrzymaniu mocnych, pozbawionych łupieżu włosów oraz zmniejsza ich wypadanie o 90%.
11% konsumentów jest zainteresowanych preparatami hamującymi wypadanie włosów spowodowanemu przez szczotkowanie, stylizację czy drapanie. Osłabione włosy są bardziej podatne na łamanie, dlatego nowy szampon Head & Shoulders Anti-Hair Fall nie tylko pomaga zapobiegać łupieżowi, ale również wzmacnia włosy, co pozwala na cieszenie się pięknymi, pozbawionymi łupieżu włosami, które nie mają już skłonności do wypadania.
„Zaburzona równowaga skóry głowy jest bardzo powszechną i często pomijaną przyczyną wypadania i utraty włosów” – mówi dr. Urszula Pawłowska. „Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że ich skóra głowy jest w złym stanie, jeśli nie powoduje uczucia swędzenia lub dyskomfortu”.
Produkty Head & Shoulders, jednej z marek Procter & Gamble są właściwe dla każdego typu włosów i oferują perfekcyjne rozwiązanie dla prewencji łupieżu. Formuły szamponów, w tym Microbiome Balance, są rekomendowane przez Polskie Towarzystwo Dermatologiczne. Butelki Head & Shoulders zawierają 40% plastiku z recyklingu i nadają się do ponownego przetworzenia.
Tekst: Materiały prasowe producenta
Foto: Tomasz Kłos
Dobra praca, pieniądze, szklane wieżowce, restauracje, kluby, piękne dziewczyny,
Mogłoby się wydawać, że Czarny – gwiazda warszawskiej palestry wiedzie życie o jakim każdy marzy.
Czy jednak na pewno?
Zobacz codzienność wielkomiejskich Millenialsów. Film o ich radościach, smutkach, dylematach i tęsknotach, a wszystko to okraszone dużą dozą ironicznego humoru.
W filmie wystąpili: Bartosz Gelner, Michalina Olszańska. Majka Jeżowska (debiut na wielkim ekranie), Paweł Małaszyński, Karolina Gorczyca i inni.
Poniżej fotorelacja z premiery filmu POKOLENIE IKEA.
Tekst: Marta Ewa Wróblewska
Foto: Tomasz Kłos
Premierowy pierwszy odcinek kostiumowego serialu TVP „Polowanie na ćmy”, opartego na adaptacji powieści Wacława Holewińskiego pt.: „Pogrom 1905.” już 19. marca 2023 na antenie Jedynki.
Warszawa, maj 1905 roku. Młoda, uwikłana w relacje z działaczami niepodległościowymi dziewczyna, wychodzi z więzienia i zostaje sprzedana do ekskluzywnego burdelu Franciszki Szlimakowskiej.
Przyjmuje imię Yvette i pracując jako prostytutka postanawia zarobić tam na wyjazd do swojego ukochanego na Syberię. Chce wziąć życie w swoje ręce, licząc na odmianę losu.
Nie przeczuwa nadchodzącej burzy, którą wywoła spisek polityczny zrodzony w głowie szefa carskiej Ochrany, generała Margrafskiego, realizowany z jednym z najbardziej niebezpiecznych ludzi warszawskiego półświatka, zarazem skorumpowanym policjantem, Wiktorem Grunem.
Dotychczasowe represje działają na dumnych Polaków jak płachta na byka, przybliżając zagrożenie zrywu niepodległościowego, z którym stacjonujące w Warszawie wojsko może sobie nie poradzić.
Nastroje są zbyt silne, dlatego Margrafski postanawia przekierować energię w innym kierunku i sprowokować zamieszki na tle obyczajowym. Celem mają być warszawskie domy publiczne.
Reżyser: Michał Rogalski
Scenariusz: Anna Gabryś i Katarzyna Tybinka
Obsada: Monika Krzywkowska, Piotr Nerlewski, Piotr Siwek, Przemysław Stippa, Sonia Mietielica i inni.
Moda, sztuka, muzyka, kino, kulinaria… rodem z Francji ponownie zawitają do Polski.
Już po raz szósty agencja Cryptone wraz z Ambasadą Francji spróbują przenieść do Polski odrobinę francuskiego stylu i smaku.
Ponownie w październiku będziemy świadkami zakrojonej na szeroką skalę promocji francuskiej kultury połączonej ze sprzedażą najlepszych regionalnych produktów. W wydarzeniu weźmie udział kilkadziesiąt partnerów. Do akcji French Touch dołączyły między innymi takie marki jak: Biedronka, President, Bonduelle, La Biosthetique, La Petit Olivier, Tefal i wiele innych…
Od 17 do 31 października w sklepach i salonach w Polsce będzie można kupić wyjątkowe artykuły i usługi w atrakcyjnych cenach. Aby skorzystać z promocji wystarczy pobrać bezpłatną aplikację French Touch (w Google Play i App Store) lub zajrzeć na stronę internetową: http://frenchtouchlabellevie.pl/ oraz https://www.facebook.com/FrenchTouchLaBelleVie/
Podobnie jak w poprzednich latach wydany został magazyn: „La Belle Vie”, dostępny bezpłatnie w sieciach Relay, InMedio i Aelia Duty Free w największych miastach w Polsce. Do poczytania mnóstwo ciekawych tekstów i wywiadów z różnych dziedzin kultury, sztuki, kulinariów i sportu.
Jak co roku w ramach French Touch, zostanie także zorganizowana uroczysta gala w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej. Tym razem motywem przewodnim show jest; „Paris by night”. Twórcy przeniosą nas w niezwykłą podróż do Paryża, pełnego blasku świateł po zmroku. Obejrzymy wspaniały spektakl, w którym nie zabraknie muzyki, tańca i mody.
W tym roku wystąpią między innymi:: Zaz, Pascal Obispo, Shanguy, Julie & Camille Berthollet, Cleo, Sound’N’Grace i Alicja Szemplińska. Gwiazdą mody będzie projektantka: Chantal Thomass.
Show French Touch odbędzie się w sobotę, 17 października, retransmisja w niedzielę, 18 października na antenie TVN.
Tekst: Marta Ewa Wroblewska Zdjęcia: Materiały Prasowe French Touch
Co będzie dominowało w makijażu w zbliżającym się sezonie?
Mamy w tym sezonie trzy grupy stylizacyjne, które dominują.
Po pierwsze niestandardowe podejście do kreski na oku. Nie tylko kreska, która idzie wzdłuż górnej linii rzęs, ale kreska uzupełniona półłukiem, która podkreśla granice pomiędzy ruchomą, a nieruchomą częścią powieki. Ten trend wymyśliła kilkanaście lat temu Pat McGrath i nazwała to modernizmem graficznym. Polega on na tym że eyeliner nie wypełnia tylko linii wzdłuż oka, ale także ją dopełnia np. kreska pozioma prowadzona pod dolnymi rzęsami lub wspomniany półłuk, jest kilka wariacji. Co ważne eyeliner nie jest wyłącznie w czerni, ale i w neonowych barwach, mocno pigmentacyjnych. Ta wersja makijażu jest najbardziej przerysowana, dla dziewczyn otwartych na nowości i eksperymentowanie, nie dla każdego.
Drugi trend to monochromatyczny makijaż, który możemy wykonać jednym produktem. Np.: szminką. Rozcieramy ją na kościach policzkowych, na zarysie ust, na powiece. Trzy elementy naszej twarzy w identycznym kolorze, które bardzo dobrze wyglądają. Wersja dla zabieganych i zapracowanych, bo możemy taki make-up wykonać nawet bez lusterka.
Trzeci typ to powrót do stylizacji lat 60-tych i pop-doll. Mocno wytuszowane rzęsy a la Twiggy, nawet mogą byś posklejane, do tego pudrowe róże na powiece, bardzo wysoko podkreślona kość policzkowa i mocno nabłyszczone usta. Bardzo uniwersalny makijaż dla kobiet w każdym wieku.
Jest jeszcze kilka trendów uzupełniających, możesz powiedzieć o nich kilka słów…
Tak, przede wszystkim makijaż biżuteryjny bazujący głównie na ostro mielonych pigmentach, brokatach, które są nakładane nie tylko na powiece, ale również w postaci błyszczyków.
Większość firm kosmetycznych proponuje też w tym sezonie rozświetlacze. Jestem pewien, że zostaną pokochane przez Polki. I w końcu nowy zarys ust wypełnionych matową pigmentacją w zarysie satynowym, w charakterystycznej kolorystyce koralowo-malinowej ewentualnie z domieszką ciemnej czerwieni.Te barwy sprawią, że makijaż będzie bardzo współczesny.
Czy zmiana kolorystyki w nazwie „Sephora Trend Report” z czerwonej na różową oznacza, że ten kolor będzie aktualnie dominujący?
Tak, dokładnie o to chodziło.
Jaka jest główny cel organizowania Sephora Trend Report?
Nasze motto to przyjdź i sprawdź. Chcemy dać szanse naszym klientkom przetestowania produktów, ale także wzięcia udziału w warsztatach, które w tym roku prowadziła blogerka Zmalowana, by lepiej mogły poznać najnowsze trendy i znaleść coś dla siebie.
Chciałbym, żeby nasz event w przyszłości odbywał się w innych miastach, nie tylko w Warszawie.
Jakie nowości pojawiły się wśród zapachów?
Zaskoczeniem tego sezonu jest pojawienie się wśród perfum przeznaczonych dla mężczyzn lekkich nut kwiatowych, do tej pory zarezerwowanych wyłącznie dla kobiet. Oczywiście występują one w połączeniu z akcentami charakterystycznymi dla perfum męskich takimi jak kadzidło, czy nuty korzenne. Te kwiatowe nuty w tym nietypowym połączniu pachną na skórze faceta zupełnie inaczej. Nie oznacza to, że zapach jest niemęski lub zniewieściały, ale przykuwający uwagę. Niezależnie, czy nosimy je do garnituru na wieczorne wyjście, czy t-shirta po siłowni, doskonale się komponują. Myślę, że to będzie odkrycie tego sezonu.
Pełna relacja z eventu SEPHORA TREND REPORT TUTAJ.
W pierwszy weekend marca w centrum handlowym Arkadia odbył się event marki Sephora. Od piątku do niedzieli można było zapoznać się z najnowszymi wiosenno-zimowymi trendami w makijażu. (Więcej o tegorocznych trendach w rozmowie z Sergiuszem Osmańskim – Dyrektorem artystycznym Sephora Polska TUTAJ)
Specjaliści udzielali wszystkim zainteresowanym bezpłatnych konsultacji na kilkunastu stanowiskach. Porad udzielali wizażyści takich marek jak: Dior, Estee Lauder, Lancome, Marc Jacobs Beauty, Yves Saint Laurent, Kat Von D i Nars.
Kulminacją wydarzenia było sobotnie show, które poprowadzili: Oliwer Janiak i Gabi Drzewiecka.
Regitze Marie Krabbe oraz Anna Galińska z Sephora PRO Team zdekodowały terndy tego sezonu, a celebrytki opowiedziały, które kosmetyki najbardziej przypadły im do gustu. Podczas imprezy można było spotkać: Katarzyną Zielińską, Weroniką Rosati, Mają Sablewską, Weroniką Książkiewicz, Karoliną Malinowską, Joanną Horodyńską, Julią Wieniawą i Heleną Norowicz.
Agnieszka Ścibor, dyrektor kreatywna VIVA! Moda zaprezentowała stylizacje modowe w mocno nasyconej kolorystyce.
Tancerze z Egurrola Dance Studio przygotowali specjalny pokaz taneczny inspirowany najnowszymi zapachami: „Mon Guerlain Floral” dla kobiet i „Narciso Rodriguez Blue Noir” dla mężczyzn.
Pastele, nasycone kolory, paski, kropki oraz kwiaty, takie motywy królują w najnowszej, wiosennej kolekcji marki Orsay.
Nie zabraknie także różnobarwnych torebek z łańcuszkami lub ćwiekami.
Te z Was, które lubią motywy militarne oraz khaki również znajdą coś dla siebie.
Dla miłośniczek sportu Orsay proponuje szeroki wybór strojów z kolekcji Be Active.
Podczas spotkania prasowego w Domu Braci Jabłkowskich można było spotkać między innymi: Karolinę Pisarek (twarz obecnej kampanii Orsay), Annę Starmach, Annę Powierzę, Martynę Kliszewską, Milenę Rostkowską-Galant i Iwonę Węgrowską.
Tekst i zdjęcia: Marta Ewa Wroblewska
Twój tata pracował jako fotograf dla „Corriere della Sera”. Było oczywiste, że pewnego dnia podaruje synowi aparat. Czego nauczyłeś się od niego o fotografii? Próbowałeś jako dziecko go naśladować?
Fotografia była czymś zawsze obecnym w moim domu, kiedy byłem dzieckiem. Mój tata był fotografem, siostra jest fotografem no i ja. To było dla mnie naturalne zostać fotografem. Wielu rzeczy nauczyłem się w domu, ale nie chciałem być reporterem jak mój ojciec, robiłem inne zdjęcia. Czasy się zmieniały, dlatego poszedłem do szkoły fotograficznej. Najważniejsze, żeby robić to co się czuje, nie sugerować się innymi. Tego nauczył mnie ojciec.
Twoja twórczość i oryginalne pomysły, zaskakują swoim nowatorstwem, dlaczego jesteś tak sceptyczny wobec fotografii cyfrowej? Sama jestem fotografem i uważam, że nowe technologie dają więcej możliwości, można tworzyć collage, łączyć fotografię z grafiką komputerową.
Używam cyfrowych aparatów, podoba mi się, że nie ma już filmów fotograficznych, ale nie przepadam za cyfrową technologią, ona determinuje nasze myślenie, ogranicza kreatywność i wyobraźnię, która jest niezbędna, by opisać coś obrazem. Nienawidzę Photoshopa. Nie znoszę jak fotograf używa Photoshopa i robi czarno-białe zdjęcia. Technologia nie zmienia mojego życia, mam ją gdzieś. Nie zmieniłem przecież swojego bytu i głosu, rozmawiając przez telefon komórkowy. Nie technologia robi moje zdjęcia, a moja wyobraźnia. Ja fotografuję najpierw w mojej głowie, sercu, umyśle, a potem używam technologii, tylko po to żeby jak najlepiej zapisać ujęcia. Uważam, że zawsze wyobraźnia jest pierwsza, nawet używając Photoshopa.
Oczywiście. Jeżeli masz wyobraźnię, jesteś dobrym fotografem. Jeżeli nie masz wyobraźni jesteś fotografem, który próbuje kreować wyobraźnię przy pomocy technologii.
A co myślisz o łączeniu grafiki i fotografii? Możemy wtedy puścić wodze fantazji i stworzyć, co tylko chcemy.
To jest ok, każdy może robić, co chce. Różne osoby, robią różne rzeczy, inaczej pracują i taka wolność tworzenia jest dobra.
W wywiadach mówisz, że nie znosisz klasyfikowania Twoich prac, kiedy nazywają cię fotografem reklamowym albo prowokatorem. Jak sam określiłbyś się jako artysta?
Jestem po prostu fotografem. Jestem świadkiem naszych czasów, dokumentuję to, co widzę, to wszystko.
Pracujesz jako fotograf dla wielu znanych magazynów, a także jako twórca kampanii reklamowych. Jak wygląda taka współpraca z Twojego punktu widzenia? Jaki charakter pracy bardziej Ci odpowiada?
Lubię, kiedy mogę stworzyć coś wyjątkowego, niezależnie, czy jest to magazyn, czy reklama. Wybieram to, co daje mi szansę na lepszy efekt końcowy. Jeżeli miałbym porównać, to praca dla magazynów, edytoriali jest łatwiejsza, nie jest taka komercyjna i tak zależna od rynku. Ale fotografia reklamowa ma o wiele większą siłę przebicia i możliwość osiągnięcia szybkiego, wymiernego sukcesu.
Twoje prace dla wielu ludzi na świecie są szokujące i kojarzą się przede wszystkim ze słynnymi kampaniami Benettona. Można w nich również odnaleźć bardzo wyraźną ideę równości między ludźmi. Dlaczego jest to tak ważne w Twojej twórczości?
Nie wiem, co w tym jest tak szokującego, ludzie, którzy tak to odbierają są głupi. Nie obchodzi mnie co myślą. To co robię powinno być dostępne dla wszystkich, bo wszyscy muszą mieć równe prawa. To nie jest żadna misja, nie jestem księdzem. Robię zdjęcia z pasją i filozofią, z mojego punktu widzenia. Fotografuję, jak najlepiej potrafię.
Jako autor i twórca jesteś, jak włoski mistrz kuchni, który nie pozwala nic zmienić w swoim menu realizując jedynie swoją wizję, czy słuchasz czasem sugestii innych?
Nie lubię zmieniać składników w paście, jeżeli nowe są gorsze, ale jeżeli są lepsze to myślę, że mógłbym je zmienić.
Masz jasną ideę od początku?
Nie, nie, nie! Nie mam jasnej idei od samego początku. Pracuję tak, że zawsze słucham wszystkich, ich sugestii, przemyśleń, innych punktów widzenia, ale na końcu to ja podejmuję decyzję, co robić.
Jak doszło do współpracy z firmą Roleski? Zaakceptowali pomysł od początku do końca?
Roleski chciał nawiązać ze mną współpracę. Na początku zobaczyłem i spróbowałem jego produktów. Nie miałem idei, myślałem, co wymyślić dla Roleskiego, który wprowadza nowe smaki keczupu i majonezu, jak zainteresować wszystkich, żeby je spróbowali. To co zrobiłem to fantazja na temat tych zróżnicowanych i wyróżniających się smaków. Stworzyłem Królewską Republikę Roleski, która jest wyobrażeniem wolności smaku.
Moją pasją jest rozglądać się dookoła i wyobrażać sobie zdjęcia, które zrobiꔯyjemy dzisiaj w kulturze obrazkowej, myślisz, że można jeszcze komuś poruszyć serce fotografią?
95 % świata poznajemy poprzez obrazy. Oczywiście, to nie jest pytanie o ilość, ale o jakość fotografii. Większość zdjęć nie dotyka serca, ale powodem nie jest to, że jest ich tak wiele. Tak samo, jak z muzyką. Mając te same nuty możesz być złym muzykiem albo Mozartem. Powstaje wiele książek, utworów muzycznych, jednak wybitnych autorów, pisarzy, poetów, kompozytorów jest niewielu.
Urodziłeś się w Mediolanie, centrum mody, designu i fotografii, ale teraz mieszkasz poza miastem w Toskanii! Nie zapytam, dlaczego, bo co druga osoba marzy by mieszkać w Toskanii, a Twoje nazwisko idealnie się komponuje z regionem i sugeruje, że to jest Twoje miejsce. Mając tak wiele pomysłów i stale podróżując po świecie, nie byłoby Ci łatwiej mieszkać w Mediolanie?
Byłoby łatwiej, ale nie tak wspaniale i ciekawie jak w Toskanii. Żyję tam, gdzie chcę żyć. Mieszkam w Toskanii, bo tam się miło żyje, to jest najpiękniejsze i najlepsze miejsce na świecie. Jestem bardzo uprzywilejowany, bo przebywam w miejscu, w którym naprawdę lubię być. Zawsze mogę stamtąd pojechać do Warszawy, Mediolanu, Paryża czy Londynu.
Jak daleko jest z twojej rezydencji do najbliższego lotniska?
W 40 minut jestem na lotnisku.
Jak człowiek związany z naturą, którego ukochanym miejscem jest Toskania, mógł mieszkać w tak zatłoczonym mieście, jak Nowy Jork?
To prawda, mieszkałem w Nowym Jorku i teraz często tam jeżdżę, lubię to miasto, ale nie chciałbym znowu tam zamieszkać. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że nie muszę pozostawać tam na dłużej, żeby coś osiągnąć. Lubię odwiedzić Nowy Jork, jak każde inne miasto. Jeden, dwa dni, tydzień, ale potem wracam do siebie, do najlepszego miejsca na świecie w Toskanii.
Czy to prawda, że większość produktów, które trafiają na Twój stół pochodzą z własnych upraw?
Pewnie, że tak. Robię wino, oliwę, kiełbasy, mam świnie, hoduję konie. To jest duża, dobrze prosperująca farma.
Jak wygląda Twój dzień w Toskanii? Mieszkasz tam z całą rodziną? Masz pracowników?
W moim życiu nie ma zwyczajnych dni, każdy jest inny. Mieszkam z rodziną. Mam pracę, mam dobrych pracowników którzy dbają o winnicę. Muszę też dopilnować prac na farmie, to jest wielka produkcja. Mam także swoje biuro, stamtąd steruję moją działalnością fotograficzną, dbam o moją pracę i o moją farmę.
W życiu Włochów poza pięknym otoczeniem, bardzo ważne jest celebrowanie jedzenia i moda? Czy w Twoim życiu też?
Jedzenie, jest bardzo ważne, staram się jeść zdrowo, głównie produkty z mojej farmy. Jeżeli chodzi o modę… tak, fotografuję modę, wiem czym ona jest, ale tak naprawdę nie jestem freakiem na jej punkcie.
Ale zaprojektowałeś swoje okulary…
Tak, ale to nie jest moda. Potrzebowałem okularów, więc je zaprojektowałem, takie jakie mi się podobają… i już.
Jak odbierasz Polskę? Warszawę? Ludzi, jedzenie. Jakie są Twoje wrażenia?
Polska, to jest bardzo ciekawy kraj. Jest wielka przyszłość przed wami, choć wciąż jest wiele rzeczy do zrobienia, to jest fantastyczne, więc będziecie mocno zajęci.
Próbowałeś może Polskiego jedzenia?
Tak, jest dobre, ale ja jestem Włochem, więc jestem bardzo zepsuty. Nie chcę porównywać. Lubię jak mi coś smakuje, ale my Włosi jesteśmy bardzo rozpuszczeni i kochamy własne jedzenie ponad wszystko.
Czym jest dla Ciebie fotografia?
Fotografia nie jest moją pasją, jest moim medium – środkiem przekazu. Moją pasją jest rozglądać się dookoła i wyobrażać sobie zdjęcia, które zrobię. Krytykować społeczeństwo, być świadkiem moich czasów, to jest moje hobby. Nie jestem fanatykiem fotografii, robienie zdjęć to tylko działanie techniczne. Jak dla pisarza, pisanie na komputerze piórem lub długopisem. On nigdy nie pisze dlatego, że lubi pisać, rozumiesz? Pisze bo ma coś do powiedzenia. Ja robię zdjęcia, bo mam coś do powiedzenia i pokazania.
Co robisz w wolnym czasie, kiedy nie zajmujesz się fotografią i farmą?
Nie mam wolnego czasu, mój czas jest moim życiem, ale nie mam także wolnego życia. Kiedy się kochasz, gotujesz, jesz, pływasz, jeździsz, piszesz… to żyjesz, ale i pracujesz. Wiesz, ja nawet wyglądając przez okno pracuję… obserwuję świat.
Rozmawiała i fotografowała: Marta Ewa Wróblewska
Sephora po raz kolejny zdekodowała trendy, tym razem na sezon jesień-zima 2017.
Podczas trzydniowej imprezy w Arkadii można było skorzystać z bezpłatnych konsultacji z ekspertami odnoście makijaży, malowania paznokci, stylizacji włosów i brwi.
Kulminacją wydarzenia była sobotnia prezentacja najmodniejszych make-up oraz spotkanie z popularnymi aktorkami, modelkami – ambasadorkami poszczególnych marek. Relacja tutaj.
Spotkanie poprowadził Sergiusz Osmański – dyrektor artystyczny Sephory.
Eksperci czołowych marek takich jak: Sephora, Dior, EstéeLauder, Marc Jacobs, Kat von D, Burberry, Smashbox, Benefit, Make up Forever, Nars zaprezentowali najnowsze trendy.
Wśród nich wiodące to gładka, rozświetlona skóra, można ten efekt uzyskać dzięki połączeniu podkładu z kremem nawilżającym, monochromatyczne kolory na całej twarzy – oczy i usta oraz smokey eye. Kolejny trend to płynne szminki, wyraźnie zarysowane i napigmentowane.
Jak mówi Sergiusz Osmański: „Łuk brwiowy był do tej pory traktowany jako rama dla makijażu, obecnie wysuwa się on na pierwszy plan i na nim oparta jest struktura makijażu. Brwi powinny być pierzaste z ang. fluffy i wyczesane”.
Poniżej propozycje makijaży na obecny sezon według poszczególnych marek:
SEPHORA
DIOR
ESTEE LAUDER
MARC JACOBS
KAT VON D
BURBERRY
SMASHBOX
BENEFIT
MAKE UP FOREVER
NARS
Swoje produkty do pielęgnacji twarzy zaprezentowała także marka ORIGINS i jej ambasadorka Martyna Wojciechowska.
Tekst i zdjęcia: Marta Ewa Wróblewska
Twój ojciec jest pianistą, więc to, że zostałaś muzykiem, wydaje się być oczywiste, choć Twoja droga na estradę nie była prosta. Nie od razu poszłaś do szkoły muzycznej, dużo miejsca w Twoim życiu zajmował tenis, zdobyłaś nawet mistrzostwo Warszawy juniorów młodszych. Dlaczego wybrałaś muzykę i porzuciłaś sport?
Mój ojciec jest pianistą klasycznym i całe dzieciństwo słuchałam, jak ćwiczy. Zdarzało mi się chodzić na jego koncerty, z dumą patrzyłam na niego, kiedy występował np. w Filharmonii Narodowej. Niestety, mimo moich zdolności muzycznych nie zadbał o moje wykształcenie muzyczne. Nie miał do tego cierpliwości. Do szkoły muzycznej zdałam, gdy sama podjęłam taką decyzję. Miałam 17 lat. Wcześniej cztery lata spędzałam niemal dzień w dzień na kortach tenisowych. Moja mama grała rekreacyjnie i dzięki niej zaczęłam trenować. Okazało się, że dobrze mi idzie i lubię wyczerpujące fizycznie treningi. Porzuciłam tenis w wieku 14 lat. Była to moja świadoma decyzja. Czułam, że nie mam szans na światową karierę, nie zostałabym Agnieszką Radwańską, bałam się, że skończę jak wiele koleżanek tenisistek z kilkoma poważnymi kontuzjami i bez porządnego wykształcenia. Muzyka była mi zawsze bliska, stąd decyzja o zdawaniu do szkoły muzycznej.
Czy nadal grasz w tenisa? Oglądasz turnieje tenisowe?
Niestety, grywam w tenisa bardzo rzadko i od lat już nie śledzę tego, co się dzieje w świecie tenisowym. Muzyka stała się dla mnie najważniejsza.
Podobno chciałaś zostać aktorką, ale im więcej słuchałaś muzyki jazzowej, tym bardziej miałaś ochotę śpiewać. Jakie wokalistki, wokaliści mieli na Ciebie taki wpływ? Czy były to Nina Simone i Abbey Lincoln, którym poświęciłaś swoją ostatnią płytę Remembering Nina & Abbey?
Bardzo chciałam zostać aktorką, w liceum grywałam w spektaklach kółka teatralnego, w klasie maturalnej regularnie chodziłam do teatru. Przygotowywałam się do egzaminu na Wydział Aktorski PWST w Warszawie, ale na kilka tygodni przed egzaminem zrezygnowałam z tych planów. Wybrałam jazz, czyli muzykę wolności. Nigdy tego wyboru nie żałowałam. Nina Simone i Abbey Lincoln są mi niezwykle bliskie, stąd płyta im poświęcona. Ale ukształtowały mnie też Carmen McRae, Joni Mitchell, Shirley Horn czy Chet Baker i Stevie Wonder.
Aktorstwo już Cię nie pociąga?
Nie mam w sobie niedosytu, że nie gram. Oczywiście nie wykluczam, że kiedyś jakaś przygoda z teatrem czy filmem mnie spotka, ale nie szukam takiej okazji. To musiałoby być coś szczególnego, propozycja, która się pojawi, ale nie na siłę. W końcu wokalistki grały ciekawe epizody w filmach. Moją domeną jest śpiew, może kiedyś zaśpiewam w filmie.
Chodziłaś do szkoły podstawowej w Manchesterze. Twoje płyty są głównie anglojęzyczne. Czy śpiewanie po angielsku wydawało Ci się bardziej naturalne niż po polsku?
Śpiewanie po angielsku to naturalna droga dla wokalistki jazzowej, a moje dwie polskie płyty z muzyką poetycką to ukłon w kierunku wspaniałych poetów i poetek, to zanurzenie się w tematyce innej niż świat amerykańskich standardów jazzowych. Śpiewanie po polsku jest trudniejsze, bo to język, który jest wyzwaniem dla dobrej dykcji. Angielski znam od dziecka, dlatego nie odczuwam tego, że śpiewam w języku obcym. To mój drugi język.
Piszesz teksty do utworów, które wykonujesz tylko po angielsku. Jeżeli śpiewasz po polsku, to wybierasz teksty poetów. Łatwiej pisze Ci się po angielsku?
Tak, po angielsku umiem ubrać myśli w słowa w sposób bardziej naturalny. Prosty przekaz nie razi, moim zdaniem po polsku jest z tym gorzej. Dlatego sięgam do naszej świetnej poezji. Jest z czego wybierać.
Mówiłaś wielokrotnie, że Twoje nazwisko panieńskie – Skrzypek – było zbyt trudne do wymówienia, dlatego wybrałaś pseudonim. Skrót imienia Agnieszka wydaje się naturalny, ale dlaczego przyjęłaś nazwisko Zaryan?
To na pamiątkę po moim dziadku Janie Zarańskim, cudownym człowieku, powstańcu warszawskim. Zarański Jan, czyli Zaryan, skrót jego imienia i nazwiska. Pseudonim brzmi międzynarodowo, teraz można mnie łatwiej zapamiętać.
Jeździłaś do Stanów na warsztaty jazzowe, chciałaś poznać kolebkę jazzu? W tej chwili część muzyków, z którymi współpracujesz, jest z USA. Czy są inni od polskich jazzmanów?
W Polsce mamy świetnych muzyków, mam tu swoje wspaniałe trio, z którym od lat regularnie koncertuję i nagrywam. Czasami mam jednak potrzebę nagrania albumu poza Polską i pracy z muzykami, których również podziwiam, dlatego zaprosiłam na ostatnią płytę Geri Allen i Briana Blade’a. Wymarzyłam sobie ich udział i marzenie się spełniło. Spędzenie z nimi kilku dni, próby i nagrania – były fantastycznym doświadczeniem. Jazz to muzyka improwizacji, gdzie trzeba się odważyć na nowe doświadczenia, stąd pomysł współpracy z różnymi artystami. Poznanie kolebki jazzu jest fascynujące, od czasu do czasu wracam tam, żeby doładować baterie i dostać wiatru w żagle.
Szukając informacji o Tobie, można przeczytać mnóstwo komplementów na temat Twojego głosu, interpretacji, kultury muzycznej. To wszystko nie szło jednak w parze z natychmiastowym sukcesem i karierą. Trudno w Polsce zrobić karierę jazzową?
W Polsce w branży muzycznej nie jest łatwo, żaden artysta nie powinien się nastawiać na natychmiastową karierę. Czasem sukces nigdy nie przyjdzie, a innym razem może spaść na nas jak grom z jasnego nieba. To, czy nam się uda, zależy od wielu czynników. Najważniejsza jest konsekwencja; to, żeby nie zbaczać ze swojej drogi. Oprócz tego trzeba mieć szczęście do ludzi. Kiedy spotka się odpowiednie osoby w odpowiednim czasie i zarazi się ich swoją wizją muzyki, można liczyć, że się uda. Bez menadżera może być bardzo ciężko.
W 2007 r. nagrałaś pierwszą płytę po polsku: Umiera piękno. Dotykała ona ważnej i bolesnej historii powstania warszawskiego. Czy to względy rodzinne zdecydowały o oddaniu hołdu powstańcom?
Dziadkowie byli powstańcami, ale to nie był jedyny powód nagrania tego albumu. To temat ogólnopolski. Uważam, że ważna jest pamięć o tych, którzy zginęli podczas powstania. Tym albumem na swój sposób oddaję im cześć.
Druga Twoja płyta po polsku to Księga olśnień poświęcona Czesławowi Miłoszowi. Znajdziemy tu jego wiersze, ale także trzech innych cenionych przez niego poetek. Zdecydowałaś się wydać ten krążek w dwóch wersjach: polskiej i angielskiej. Dlaczego?
Kiedy koncertujemy na świecie, śpiewam wersje anglojęzyczne, w Polsce po polsku. Chciałam móc promować poezję naszego noblisty poza naszym krajem. Ta sama piosenka śpiewana w dwóch innych językach brzmi zupełnie inaczej.
Jesteś laureatką Fryderyka, ośmiokrotnie zostałaś Wokalistką Roku magazynu „Jazz Forum”. Czy te nagrody sprawiają, że czujesz się doceniona, bardziej pewna siebie?
Nagrody nobilitują, cieszą, napędzają do dalszej pracy i do rozwoju, stawiają poprzeczkę wyżej, ale nie dla nich się tworzy. To miły dodatek do obranej drogi i potwierdzenie, że ta droga ma sens nie tylko dla mnie, ale też dla moich słuchaczy. Dobrze mieć do nagród dystans, gdyż raz się jest na fali, ale można też nagle znaleźć się poza nią i trzeba mieć siłę, by dalej pracować.
Po raz drugi zostałaś mamą. Jak to zmienia Twoje podejście do muzyki i tworzenia?
Jestem podwójną mamą. Narodziny dziecka to moment, kiedy świat się zatrzymuje i staje się piękniejszy. Zdecydowałam się na dzieci, mając trzydzieści parę lat, czekałam, aż sama dojrzeję, nasycę się życiem bezdzietnym. Teraz spełniam się nie tylko poprzez śpiew, ale i w rodzinie. Jest czas dla dzieci i czas na nowe projekty – to są dwie zupełnie inne przestrzenie, ale istnieją równolegle. Da się je pogodzić, chociaż trzeba umieć iść na kompromisy. Nie wiem, czy doświadczenie macierzyństwa zmieniło moje podejście do muzyki. Wydaje mi się, że nie nastąpiła żadna rewolucja, ale zmieniłam się jako osoba. Jestem bardziej cierpliwa.
Czy zamierzasz chwilowo zawiesić swoją działalność muzyczną? Jakie są Twoje plany zawodowe na najbliższą przyszłość?
Nie mam powodu zawieszać działalności muzycznej. To jest moja pasja, bez muzyki i koncertowania po kilku tygodniach więdnę. Czasem cisza jest potrzebna, żeby mózg wypoczął i pojawiły się nowe pomysły, ale na dłuższą metę życie bez muzyki byłoby dla mnie katorgą. Śpiewałam z wielką przyjemnością w ciąży, teraz, po narodzinach, wracam już za kilka tygodni na scenę. Zapraszam na moją stronę na Facebooku, tam pojawiają się na bieżąco wszystkie informacje o naszych koncertach. Sporo będzie się też działo tej jesieni i zimy. W zeszłym roku skończyłam 40 lat. Liczę na to, że następny rok rzyniesie mi wiele ciekawych muzycznych doświadczeń. W końcu jazz, jak wino, z wiekiem smakuje coraz lepiej.
Wywiad z Michałem Urbaniakiem – wybitnym muzykiem jazzowym, mistrzem skrzypiec, kompozytorem i aranżerem.
Rozmawiała i fotografowała: Marta Ewa Wróblewska
Podjął Pan naukę w szkole muzycznej za namową kogoś z rodziny? Czy od najmłodszych lat wiedział Pan, że będzie artystą muzykiem w przyszłości?
Mówmy sobie po imieniu. Od wielu lat mieszkam w Stanach, tam wszyscy mówią sobie na ty, tak jest łatwiej rozmawiać…Od szóstego roku życia z entuzjazmem występowałem na domowych imprezach. Mama robiła co weekend takie spotkania niemal dla całej Łodzi, mieliśmy willę i przychodziło wiele znanych osób, było fajnie i elegancko. Siedziałem przy adapterze i udawałem, że na czymś gram, słuchając zespołu akordeonistów, a poza tym śpiewałem i tańczyłem pasodoble. Pamiętam, byliśmy zaprzyjaźnieni z rodziną prof. Irzykowskiego z Wyższej Szkoły Muzycznej. Jego żona Zofia, pewnego dnia powiedziała mojej mamie, że Michaś ma talent i koniecznie powinien pójść do szkoły muzycznej, żeby grać na skrzypcach. Ale w szkole powiedziano mi, że nie ma miejsca na skrzypce, za to jest miejsce na altówkę. Powiedziałem, zdecydowanie nie… No i w ten sposób, po dobrze zdanym egzaminie wylądowałem w klasie skrzypiec.
Gra na skrzypcach, saksofonie wymaga ciężkiej pracy, codziennych ćwiczeń. Czy jako chłopak nie wolałeś grać z kolegami w piłkę?
Dzieliłem czas na to i na to. Potrafiłem opuszczać szkołę, grać sześć, siedem godzin na skrzypcach, potem w tajemnicy przed mamą jechałem na ukrytym przed nią rowerze do Łasku (miasto ok. 30 km od Łodzi) wracałem i jeszcze grałem w piłkę. Wszystko się udawało.
Dzięki Twojemu talentowi i pewnie też trochę szczęściu, dostałeś stypendium w USA. Powiedz o swoich początkach w Stanach. Twoja kariera to szczęśliwy american dream?
Jako 9–letni chłopak grałem w garniturze z orkiestrą symfoniczną w Filharmonii w Łodzi. Kiedy miałem 13 lat mama ubrała mnie na występ w krótkie spodnie, żebym wyglądał jak cudowne dziecko. Gdy miałem 15 lat już nikt nie wyrwałby mi saksofonu z ręki. Moja mama wspominała, że w dniu w którym kupiła mi saksofon straciła syna. Wychodziłem wtedy na ulicę Piotrkowską w Łodzi z Grand Hotelu i wyobrażałem sobie, że to jest 5 Avenue. Chodziłem na wszystkie amerykańskie filmy i co wieczór słuchałem jazzu w Voice of America, wiedziałem, że będę mieszkał w Nowym Jorku. Pracowałem na to wiele lat. Robiłem błędy, siedziałem za długo w Szwecji, myśląc, że przez Szwecję uda mi się dotrzeć do Stanów. W 1971 r. grałem z moim polskim zespołem na festiwalu w Montreux. Dostaliśmy tam główną nagrodę jako zespół i ja dostałem główną nagrodę jako najlepszy solista festiwalu. Nagrodą było stypendium do Berklee School of Music w Bostonie. Wiedziałem, że już jestem w Nowym Jorku, bo nie miałem zamiaru nigdy pojechać do szkoły w Bostonie. Miałem oficjalne zaproszenie do Stanów, ale odłożyłem to na 2 lata. Podróżowaliśmy grając w Europie, aż przyszedł moment, że 11 września 73 roku razem z Urszulą znaleźliśmy się na lotnisku Kennedy’ego. Miałem jeden plan, duży kontrakt z Columbia Records, a jak nie, to wracamy do Europy. Wszystko na jedną szalę. Urszula mówiła, że jestem wariat, Dyzio Marzyciel, że nic z tego nie wyjdzie. Podczas parady Pułaskiego na 5 Avenue, Urszula zaczęła płakać z patriotyzmu, którego ja nigdy nie miałem i nie będę miał, chciała wracać do mamy, do Zielonej Góry. Przedstawiciele Columbii zainteresowali się mną, widząc, że przychodzi jakiś trochę namolny facet. Sprowadzili z Europy moje płyty i mnie testowali. Okazało się, że testy wypadły znakomicie. Po trzech miesiącach zadzwonił wielki człowiek biznesu muzycznego John Hammond i spytał, Michael, kto jest twoim adwokatem? A reszta jest historią. Zrobił się szum, że Polak ma kontrakt z Columbia Records i wtedy pamiętam, miałem wywiad o szczęściu z Danielem Passentem w Nowym Jorku, który stwierdził, że mieliśmy szczęście. Odpowiedziałem mu, że ja przez 15 lat po kilkanaście godzin dziennie ciężko na to szczęście pracowałem. No i tak to właśnie jest z tym szczęściem.
Jak doszło do Twojej współpracy z Milesem Davisem?
Pojechałem do Stanów, żeby sprawdzić czy ja naprawdę czuję prawdziwy jazz, a właściwie zderzenie afrykańskiej muzyki z europejską. Dzisiaj nie mówię, że gram jazz, tylko muzykę rytmiczną i robię to lepiej i solidniej z muzykami czarnymi. Nie stać mnie było na znanych muzyków, zresztą nie lubię podpierać się czyimś nazwiskiem. Ja gram swoją muzykę. Wynajmowałem młodych muzyków i wykształciłem ich, a potem odchodzili do Milesa, ale zaden z nich nie zapomniał mnie do dzisiaj. Przez siedem lat grał ze mną Marcus Miller i Kenny Kirkland i wiele znanych nazwisk. Do spotkania z Milesem doszło, gdy moja sekcja rytmiczna nagrywała z nim w studiu, a Marcus był producentem. Miles widział mnie wcześniej w telewizji i spodobało mu się brzmienie moich skrzypiec. Przez mikrofon i filtry elektroniczne robię tak, że moje skrzypce „gadają” jak saksofon. Są bardziej ekspresyjne do jazzu, no i to mu się bardzo spodobało. Jak przyszedłem do studia, był tam już mój zespół, nagraliśmy nakładki na trzy utwory, tak jak chciał Miles, choć go tam nie było. Zostałem zaproszony na drugi dzień na spotkanie z Milesem i to było przeżycie. Chciał wiedzieć, jak mi się grało. Na koniec podszedł do mnie z tyłu i zaczął masować mi szyję: „No, jak się czujesz?” – zapytał.
I wtedy się naprawdę pobeczałem.
Jego twórczość i to spotkanie wywarło na Ciebie ogromny wpływ, skoro po tylu latach poświęciłeś mu płytę: „Miles of Blue”. Nazwa nawiązuje do krążka „Kind of Blue” Miles Davisa, który powstał 50 lat wcześniej?
Oczywiście i to wpływ na całe życie. Dla mnie i dla wielu muzyków, to był największy człowiek jazzu, on był wyrocznią, po prostu geniusz. On miał też wyczucie poza muzyczne, socjologiczne, kiedy, gdzie i jaką zagrać nutę i ją powtórzyć. Ja dużo mam z tego, ale go nie naśladuję. Np. inną muzykę piszę w Warszawie, inną w New Yorku, a inną na Florydzie. Wpływa na to miejsce i otoczenie. Moja mama pochwaliła mój utwór „Manhattan Men”. A ja mówię, to nie ja napisałem, to Nowy Jork. Bo jak można w otoczeniu aluminium i szkła pisać romanse cygańskie, nie da się. Ale dusza słowiańska została. Jeden z basistów powiedział –„Jak ty to robisz? Gramy takie ostre kawałki, funkowe, ale w brzmieniu jest jakaś nuta melancholii. Skąd ty to masz?”
Dzięki tej współpracy miałeś też okazję grać z Herbie Hancockiem?
Nie, to było trochę wcześniej. Miałem trasę przez całe Stany z polskim zespołem: Karolak, Jarzębski, Bartkowski, Urszula i ja, graliśmy pierwszą połowę każdego koncertu Herbie Hancocka. Stąd znaliśmy się bardzo dobrze, a potem z następnych płyt i koncertów. Byliśmy tak oryginalni, że staliśmy się atrakcją dla publiczności. Manager Dave Rubinson pod koniec trasy powiedział nam, że ukradliśmy Herbiemu koncert, show.
A Quincy Jones, jak doszło do tej współpracy?
Nagrywałem także z Quincy Jonesem. Herbie grał z Bensonem i ja także zagrałem. Takie nagrania stały się chlebem powszednim. Nie zdawałem sobie sprawy, kiedy staliśmy się kolegami. Wielkie nazwiska, to są wspaniali, mili, skromni ludzie, świetni koledzy, przyjaciele.
Czy widzisz jakąś różnicę między graniem jazzu z polskimi muzykami, a z amerykańskimi? Czy publiczność w Stanach jest bardziej wyrobiona?
Jest to stuprocentowa różnica, choć każda reguła ma wyjątek. Jest paru młodych muzyków w Europie, którzy grają fantastycznie, jest paru kolegów, geniuszy z mojej generacji, można ich policzyć na palcach, ale generalnie jak wyjeżdżam do Nowego Jorku, wystarczy kilka telefonów i już mam najlepszy zespół świata dla mnie. Muzyka rytmiczna, w tym jazzowa została stworzona w Ameryce, to jedyna kultura, która pochodzi z Ameryki. Amerykanie czują jazz. Oni jak chodzą to swingują, mają to we krwi. Do jazzu nie trzeba mieć głowy, ale serce, duszę, odwagę i przekorę. To jest taka muzyka.
Jazz kojarzy się z improwizacją, czy to najbardziej pociąga Cię w tej muzyce?
Absolutnie tak, no i rytm, prawdziwy rytm, to jest tajemnica zamczyska. Udało mi się to poczuć w Nowym Jorku, ten rytm, ten feeling i tę nostalgię. Teraz to nawet myśli i sny mam w tamtym języku.
Jak często grając z zespołem odchodzisz od wstępnych założeń i grasz improwizując? Czy jazzmanom są potrzebne próby?
Próby nie są konieczne, ale ja mam ogromnie dużo kompozycji, ponad kilkaset, lubię muzykom rozesłać nuty, albo napisać. A potem bywa tak, że młodzi grają dokładnie to, co napisałem, a ja im mówię na początku, że to jest tylko po to, żeby wiedzieli jak zaczynamy. Cała esencja tego wszystkiego, to jest taki twórczy niepokój, przed graniem, taka cisza przed burzą. Wielu z nas medytuje, albo lubi napić się drinka, ja też kiedyś tak robiłem, ale teraz wolę medytację, jest ważna. Tak, jak sportowiec przed meczem. Potem jak wchodzi się na estradę, to jest radość nie do opisania, ktoś inspiruje, ja coś zagram, ktoś się odezwie, zareaguje… Nie gram muzyki pozwalam muzyce grać.
Po raz kolejny organizujesz Urbanator Days. Niezwykłe na skalę światową wydarzenie, gdzie studenci, początkujący muzycy i amatorzy mogą przyjść na bezpłatne warsztaty zagrać z Tobą i innymi doświadczonymi jazzmanami. Wkładasz w organizację Urbanator Days mnóstwo pracy, dlaczego to robisz?
Ja nie mam talentu do szkolenia, ale to jest taka moja misja. Przychodzą do nas ludzie, którzy mają pasje, przeważnie nie mają wykształcenia muzycznego, wykonują inne zawody, ale nie przestają grać. Chcą pograć sobie z zawodowymi muzykami, których ja sprowadzam. Dostają kopa na dalsze działanie i granie. Obserwujemy ich, wyławiamy talenty, najlepsi dostają nagrody. Przez te lata mamy wiele wyróżnionych osób, które amatorsko grając po garażach, zaczęły karierę zawodową. Urbanator Days jest dla muzyki, jak naturalna medycyna dla zdrowia.
Jako artysta, muzyk, kompozytor osiągnąłeś tak wiele. Nadal masz muzyczne marzenia?
Cały czas. Człowiek bez marzeń nie żyje. Ostatnio jestem tak zajęty spełnianiem swoich marzeń, że nie mam miejsca na nowe. Zrealizowałem moje marzenie w Łodzi, 30 września będzie pierwsza wydłużona wersja Urbanator Days Fest, będzie dodany trzeci dzień. Na koncercie wystąpi gościnnie zespół SBB, z którymi grałem na skrzypcach na nowej płycie, po czym ja dołączę. Na finał wszyscy zagramy łącznie z najlepszymi uczestnikami. Będzie bałagan jak cholera. Następnego dnia oddamy hołd Łodzi – ulicy Piotrkowskiej. Występ laureatów: Łukasza Czekały, skrzypce i Zbyszka Chojnackiego, akordeon i komputer. Niesamowity akordeonista, gra niespotykane rzeczy na akordeonie guzikowym. Obaj są wspaniali. Na Urbanator Days Fest będzie mój dzień, moja sekcja rytmiczna, moje kompozycje, nietypowe, big bandowe, no i Big Band Młodzieżowy. Będziemy na ulicy podpisywać płyty, no i clou programu otwarcie trzeciego dnia na ul. Piotrkowskiej będzie parada zespołu Nowoorleańskiego. To jest symbol całego jazzu.
Chyba marzenia i plany w Twoim przypadku to, to samo…
Mam wyobraźnię i wiem czego chcę, ale miewam trudności budżetowe, albo jakieś inne, ale mimo, że czasami kosztuje mnie to wiele nerwów, kończy się zazwyczaj dobrze.
Nadal jesteś związany z Łodzią?
Urodziłem się w Warszawie, ale jestem związany z Łodzią, bo tam się wychowałem, znam każdy kamień, przez dwanaście lat chodziłem do szkoły. Nawet ostatnio ją odwiedziłem. Łodzi nie można zapomnieć, choć wiele się pozmieniało. Łódź teraz bardzo się rozwija i trzymam za nią kciuki.
Łączysz w swojej muzyce różne gatunki np.: hip hop z jazzem. Czemu służą takie eksperymenty? Pomagasz młodym hip-hopowcom podnosząc ich rangę?
Hip hop to jest stuprocentowy jazz. Młodzi ludzie lubią poszaleć, jest taki sam swing, takie samo kiwanie. Tylko uderzenie jest znacznie silniejsze.
Gdzie czujesz się bardziej u siebie, w Polsce, czy w Stanach?
Tak naprawdę, to nie ma pytania – tylko Nowy Jork, to jest centrum dowodzenia, dwie najpiękniejsze rzeczy to przyjazd do Nowego Jorku i wylot z Nowego Jorku. Czterdzieści dwa lata, to jest spełnione marzenie, które się kontynuuje. Całe moje życie to jest hotel. Moje studio też wygląda jak pokój hotelowy. Ja ciągle jestem w trasie. Ostatnio miałem urlop zdrowotny. Dowiedziałem się, że są lekarze. Wiele rzeczy zaniedbałem, nie zauważyłem, musiałem zapłacić zdrowiem. Miałem okres szpitalny, potem rekonwalescencję, ale teraz nareszcie czuję się dobrze. Przez 2 lata schudłem dwadzieścia kilo i muszę schudnąć jeszcze.
Powstała autobiografia autoryzowana przez Ciebie. Nie obawiałeś się, że ludzie poznają zbyt wiele szczegółów z Twojego życia, nie chciałeś przemilczeć pewnych fragmentów?
Tam nie ma wszystkiego, ale powiem tak, pisać biografię i nie mówić prawdy to tak jak wyjść na estradę i udawać, że co innego gram. Nie, nie może tak być. To lepiej w ogóle nie pisać. Stale mnie ktoś z boku mityguje mówiąc: „Michał nie bądź taki otwarty do ludzi, znajdź jakiś złoty środek w życiu”. Ale ja nie umiem. Przy każdym kompromisie czuję się osaczony, bardzo mi z tym niewygodnie. Albo, albo.
Przez lata grałeś ze swoją byłą żoną Urszulą Dudziak, obecnie grywasz z córką Miką Urbaniak. Czy lubisz współpracować z osobami bliskimi, czy po prostu jesteś fajnym tatą, były mężem i wspomagasz ich kariery?
Z Urszulą miałem dużo wspólnego, dom, muzyka, dzieci i na owe czasy to było coś niepowtarzalnego. Z córką bywa różnie, jak to z młodymi ludźmi, staram się nie narzucać, nie pytam, nie radzę, nie jestem namolnym tatusiem. Może powinienem, ale niech buduje swoje życie sama, jest jak ja muzykiem. Generalnie lubię współpracować z bliskimi ludźmi, wolę być zaprzyjaźniony z kolegami z zespołu, ale mój guru Miles Davis mawiał, że „muzyka nie zna przyjaciół”.
Ale Ty się z tym nie zgadzasz?
Ja kocham ludzi i bardzo się zaprzyjaźniam. Miałem taką sytuację musiałem zrezygnować z basisty, mojego przyjaciela, który był na ośmiu odsłonach Urbanator Days, bo przyleciał specjalnie basista z Nowego Jorku, z którym nagrywam płytę. Miałem łzy w oczach. A on mi powiedział „Don’t worry…”
Piszesz muzykę do filmów, czy nie czujesz się trochę ograniczony tworząc takie ścieżki dźwiękowe? To chyba nie to samo co kompozycje jazzowe, gdzie można poszybować dokąd się chce?
Nie, wprost przeciwnie, to genialne przeżycie, to jest jedyna szansa, gdzie mogę korzystać z edukacji w muzyce klasycznej. To jest fusion, czyli ekran, ruch, emocje ludzi przeżywane razem z muzyką. Ja niestety jestem bardzo wrażliwy, emocjonalny z reguły przerysowuję moją muzykę filmową i wtedy muszę jeszcze raz spotkać się z reżyserem i wycinam. Potem magazynuję nie wykorzystaną muzykę. Czasami sam z niej korzystam. Mam ADHD i Mariusz Treliński też. Kiedy dorwaliśmy się do „Pożegnania jesieni”, napisałem trzy ścieżki filmowe, a on stworzył epopeję, potem on musiał ciąć film, a ja prosiłem producenta, żeby pomógł wycinać muzykę, bo mi było żal. Więcej pracy poszło na wyrzucanie, niż na tworzenie. Moja muzyka filmowa często mogłaby istnieć bez obrazu, a najlepsza jest taka kompozycja, która współgra z filmem, delikatnie, niezauważalnie robi swoje.
Zagrałeś w filmie “Mój rower” i zebrałeś życzliwe opinie na temat gry aktorskiej. Czy to taka fanaberia wiecznie poszukującego artysty, czy poczułeś w sobie talent aktorski?
Po prostu reżyserowi się nie odmawia. Byłem któregoś dnia w Manufakturze. Przy sąsiednim stoliku przypadkowo siedzieli reżyser i operator filmu: Piotr Trzaskalski i Piotr Śliskowski zrobili mi zdjęcie smartfonem i postanowili, to jest nasz bohater. Ja nigdy nie myślałem o graniu w filmie.To się udało, bo moją drugą żoną była aktorka z Nowego Jorku, ćwiczyłem z nią jej wszystkie role. Przez nią poznałem wielu znanych aktorów np. Roberta De Niro.
Ale przecież dostałeś nagrody?
Tak w Tallinie dostałem główną nagrodę, nawet nie wiedzieli, że jestem muzykiem. Kiedy dostałem Orła, wszyscy mnie pytali: „Jak to jest od muzyki do aktorstwa?”. Wtedy powiedziałem, że kocham Jacka Nicholsona, to jest wzór faceta, aktora dla mnie, nawet umiem go naśladować i zrobiłem minę jak on pokazując środkowy palec. Wszyscy to fotografowali. Następnego dnia zdjęcie było w tabloidach z tytułem: „Wulgarny gest wybitnego polskiego muzyka”.
Planujesz jeszcze pojawić się na ekranie?
Jeżeli byłaby odpowiednia propozycja, to nie odmówię. Tak jak z moim komponowaniem… To nie ja, to życie pisze za mnie całą muzykę. Mówię poważnie.
SemiBeats by Margaret to autorska kolekcja lakierów hybrydowych, która powstała we współpracy z marką Semilac.
Jak mówi piosenkarka kolory nadają rytm jej codzienności.
9 nowych barw to odzwierciedlenie tego, co jej w duszy gra. Odnajdziemy wśród nich soczyste odcienie różu błękitu i oranżu,
czyli wszystko co modne w tym sezonie i co kojarzy się ze stylem Margaret.
Marta Ewa Wróblewska
Wywiad z Goranem Bregovićem – muzykiem i kompozytorem.
Rozmawiała i opracowała: Marta Ewa Wróblewska
Co sprawiło, że zostałeś kompozytorem? Opowiedz o swoich pierwszych doświadczeniach z muzyką.
Zadecydował przypadek. Miałem rockandrollową grupę. Siedzieliśmy na krzesłach i próbowaliśmy coś wymyślić. Wtedy okazało się, że jestem jedyny, który potrafi coś stworzyć. W ten sposób odkryłem, że mogę być kompozytorem. Jeżeli chcesz stać się częścią intelektualnych i artystycznych zdarzeń, musisz grać rock and rolla, bo to jest bardziej religia niż muzyka. Szczególnie na Wschodzie ma to wyjątkowe znaczenie, jest fenomenem społecznym. Mój rock and roll był zawsze mocno inspirowany tradycyjnymi brzmieniami. Sięganie do źródeł to najstarszy sposób tworzenia – od Strawińskiego do Gershwina; od Bono do Lennona i McCartneya. Zawsze podstawą jest tradycja, z której czerpiesz i próbujesz dołożyć coś swojego. Teraz nie używam już tak dużo elektrycznych gitar, jak w czasach mojego rockandrollowego grania. Stawiam zdecydowanie na sekcję blaszanych instrumentów dętych.
Jak wygląda Twój dzień pracy – czekasz na inspiracje czy każdego dnia komponujesz po parę godzin?
Wiem, że ludzie wyobrażają sobie kompozytora, który siedzi przy fortepianie i czeka, aż przyjdzie wena o wschodzie słońca. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Jeśli popatrzysz na historie twórców, to przekonasz się, że każdy artysta pracuje po 8 godzin dziennie, jak wszyscy. Talent jest jak tubka pasty do zębów – musisz go mozolnie wyciskać, żeby wyszedł na zewnątrz, a to zabiera czas. Bycie kompozytorem nie daje powodu, by być aroganckim i zadufanym. Jesteś po prostu pracującym człowiekiem.
Wielokrotnie Twoja muzyka była wykorzystywana w filmach, np. Emira Kusturicy – Arizona Dream, Czas Cyganów czy słynny Underground. Czy czujesz się także kompozytorem filmowym?
Szczerze mówiąc, nie czuję się kompozytorem filmowym, chyba nie jestem w tym za dobry. Po prostu miałem szansę pracować przy kilku produkcjach, dlatego że akurat prawdziwy kompozytor filmowy nie był potrzebny.
Myślę, że moja muzyka jest zbyt agresywna i melodyjna. Już od bardzo dawna nie skomponowałem niczego do filmu, ostatni raz napisałem coś chyba 10–15 lat temu. Ale cały czas myślę, że to, co robię, jest jak soundtrack, może ważniejszy niż ścieżki dźwiękowe do filmów. Mam poczucie, że moja muzyka wchodzi w czyjeś prywatne życie. Towarzyszy ludziom w różnych momentach. Kiedy podróżują, bawią się, tańczą albo nic nie robią. Lubię sobie wyobrażać, że moja muzyka to ścieżka dźwiękowa do kadrów, które mamy w naszych głowach. Mogę być kompozytorem muzyki do filmu z życia każdego z was.
Słuchasz muzyki innych twórców?
Obecnie rzadko słucham muzyki. Chyba jestem jak stary ginekolog, który nie ma ochoty kontynuować pracy po powrocie do domu.
Większość Twoich płyt opiera się na współpracy z uznanymi wykonawcami z różnych krajów, np. w Polsce z Kayah i Krzysztofem Krawczykiem. Dlaczego tak często masz ochotę tworzyć z innymi artystami?
Lubię tworzyć z innymi artystami, wtedy przenikają się różne spojrzenia na muzykę. Chyba jestem stworzony do takiej współpracy. Na mojej ostatniej płycie Champagne For Gypsies prawdopodobnie zagrała największa liczba ludzi w porównaniu z poprzednimi krążkami. Zaprosiłem Gipsy Kings, a także Gogol Bordello, muzyków, którzy przypominają nam, jak mocne ślady odcisnęli Cyganie w naszej ludowej kulturze. Moja następna płyta, która zostanie wydana pod koniec roku, też będzie się opierałana graniu z różnymi artystami.
Czy taka współpraca z innymi nie za bardzo ingeruje w Twoje pierwotne kompozycje? Nie przeszkadza Ci to?
Współpraca z każdym z artystów, z którymi nagrywałem, była bardzo inspirująca. Trudno to opisać słowami, ale kiedy zaczynasz grać swoją piosenkę np. z Gipsy Kings, nagle okazuje się, że brzmi ona jak rumba catalana; zaczynasz grać z Gogol Bordello i pojawia się gypsy punk. To samo dotyczy tekstów piosenek – odkrywasz niepostrzeżenie, że słowa zmierzają w zupełnie innym kierunku, niż zakładałeś na początku. Praca z ludźmi, którzy mają inne wyczucie muzyki, to dla mnie zawsze niezapomniane, uskrzydlające momenty. Powodują powstanie intrygujących, niemal nowych utworów.
Czego słuchacze mogą się spodziewać podczas Twoich koncertów?
Zagram sporo nowych utworów, ale także pojawią się stare. Oczywiście przyjadę z całą moją orkiestrą i sekcją blaszanych instrumentów dętych. Zagram trochę muzyki ze starszych filmów i z Karmen with a Happy End. Będzie wiele nowych piosenek z krążka Champagne For Gypsies i z mojej następnej płyty. Mam nadzieję, że będą się wam podobać.
O inspiracjach, miłości do muzyki, płycie i teledysku, w którym wystąpiła Maffashion
z wokalistką Kasią Moś rozmawiała Marta Ewa Wróblewska
Kiedy narodziła się w Tobie pasja śpiewania?
Bardzo wcześnie odkryłam, że muzyka jest moją życiową drogą. W wieku 14 lat pojechałam na pierwszą lekcję śpiewu. I to właśnie śpiew jest moją największą pasją.
Brałaś udział w jakichś konkursach?
Było „Must Be the Music”. A w tym roku wzięliśmy wraz z moim triem udział w festiwalu Carpathia i udało nam się zdobyć pierwszą nagrodę. Występowałaś z grupą The Pussycat Dolls, opowiedz o swojej drodze muzycznej ze Śląska do amerykańskiego zespołu. Pojechałam do mojej przyjaciółki Beaty, która studiowała w Los Angeles. Pod koniec pobytu odwiedziłyśmy Las Vegas. Dla zabawy zaśpiewałam w klubie karaoke. Okazało się, że mój występ spodobał się
Emily, tancerce z grupy Matta Gossa. Poprosiła, żebym po powrocie do Polski wysłała jej demo, a ona przekaże je Robin Antin, choreografce i założycielce The Pussycat Dolls. Tak też zrobiłam. Trzy tygodnie później byłam już w Vegas. Po przesłuchaniach u Robin, za kilka dni, śpiewałam z The Pussycat Dolls Burlesque Review w klubie Johnny’ego Deppa. Występowałaś obok Kelly Osbourne i Carmen Electry.
Wydawało się, że Twoja kariera się rozwija, dlaczego zdecydowałaś się wrócić do Polski?
To, co się wydarzyło w Stanach, wydawało mi się takie niesamowite, cudowne i surrealistyczne. Jednak będąc tam dłużej, zaczęłam tęsknić za domem, za rodziną, za moim światem. Pomyślałam, że może tam nie pasuję, skoro targają mną takie emocje, i zdecydowałam się wrócić, a później nie było już szansy ponownego wyjazdu. Ale nie żałuję, myślę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wierzę w przeznaczenie.
Wystąpiłaś w światowej prapremierze musicalu Król Lear Pawła Mykietyna, na festiwalu Sacrum
Profanum w Krakowie. Taka rola, oprócz zdolności wokalnych, wymaga także gry aktorskiej, jak się w tym odnalazłaś?
Do tego typu roli trzeba się solidnie przygotowywać. Jest to zupełnie inna muzyczna bajka niż ta, w której funkcjonuję na co dzień. W musicalu zagrałam rolę najmłodszej córki króla Leara, Kordelii, mówiłam i śpiewałam po hiszpańsku, mimo że nie znam tego języka. Bardzo się stresowałam, ale kiedy okazało się, że kompozytorowi i publiczności się podobało, byłam zadowolona i dumna, bo włożyłam w przygotowania ogromną pracę.
Twoja nowa płyta nosi tytuł INSPINATION, co t oznacza? Czy to jakaś kombinacja słów?
Tytuł płyty to połączenie dwóch słów: inspiration i nation. Bardzo bym chciała, żeby nasze pokolenie wzajemnie się inspirowało i wspierało.
A co Ciebie inspirowało i skąd czerpałaś pomysły do stworzenia tej płyty?
Inspiruje mnie otaczająca rzeczywistość, świat i ludzie, z którymi się spotykam. Jeżeli chodzi o wokalistów, chętnie słucham Fantasii Barrino, uwielbiam także Beyoncé i wielu innych…
W programie „Must Be the Music” śpiewałaś piosenkę Natural Woman Arethy Franklin. Mogłoby to sugerować, że lubisz muzykę soulową, okazuje się jednak, że gustujesz w elektronicznych brzmieniach, których sporo jest na nowej płycie. Opowiedz coś więcej o procesie tworzenia tej płyty…
Nie zamykam się na jeden gatunek. W naszej muzyce różne światy łączą się ze sobą. Myślę, że w tych utworach słychać moją soulową duszę. Piosenki tworzyłam z moim bratem Mateuszem i Essexem. W każdej z nich jest cząstka
mnie, ale bez Mateusza ta płyta by nie powstała. On jest najlepszym doradcą, wymyślił wiele kompozycji, ja tworzyłam melodie i większość tekstów.
W Twoim teledysku Pryzmat wystąpiła blogerka modowa Maffashion, jak doszło do tej współpracy?
Maffashion to dziewczyna, która z pomysłem na siebie stworzyła „markę” znaną w całej Polsce. Oprócz tego jest
bardzo ładna, świetnie się ubiera, jest niezwykle popularna, ma wielu obserwatorów na swoich profilach. Wcześniej nie znałyśmy się osobiście, ale pomyślałam, że byłaby idealna do udziału w moim teledysku. Tekst mówi o pielęgnowaniu w sobie indywidualności. Chciałam też z pozytywnym przekazem tekstu piosenki Pryzmat dotrzeć do większego grona młodych ludzi.
Większość utworów na płycie jest po angielsku. Dlaczego?
Wolę śpiewać po angielsku. Ten język towarzyszy mi od najmłodszych lat, jest dla mnie „naturalny”. W dzisiejszych
czasach jest uniwersalny. Na całym świecie artyści śpiewają po angielsku. W operze króluje język włoski lub niemiecki, a w rozrywce angielski. Co myślisz o programach typu „Must Be the Music”?
Czujesz, że dzięki występom w tym programie zdobyłaś popularność?
W zasadzie nie wiem, uważam, że taki występ na pewno nie szkodzi, jeśli jest pozytywnie odebrany. Całe szczęście tak było w moim przypadku. Ale zdarza się, że jakiś świetny wokalista ma zły dzień i może zostać skreślony na resztę życia. Głos jest bardzo delikatnym instrumentem. Ja miałam szczęście, program dał mi rozpoznawalność, ale czy pomógł w wydaniu płyty? Hmm… sama nie wiem.
Jakie są Twoje najbliższe plany zawodowe?
Teraz głównie promocja płyty. Od nowego roku planujemy trasę koncertową. Byłoby świetnie, gdyby na nasze koncerty przychodziło coraz więcej osób.
P | W | Ś | C | P | S | N |
---|---|---|---|---|---|---|
1 | ||||||
2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |
9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 |